Recenzja Sezonu 4

The Crown (2016)
Stephen Daldry
Julian Jarrold
Claire Foy
Matt Smith

Korona jest kobietą

4. sezon "The Crown" trzyma znakomity poziom poprzednich odsłon, zaś jego skoncentrowana na kobiecych bohaterkach optyka dobrze odzwierciedla zarówno hollywoodzką zmianę warty, jak i odwieczne
Korona jest kobietą
"Kobiety nie nadają się na wysokie stanowiska. Są zbyt uczuciowe" – deklaruje, o ironio, pierwsza brytyjska premier Margaret Thatcher (Gillian Anderson) zapytana przez królową Elżbietę II (Olivia Colman) o rządowe parytety. Kto już obejrzał najnowsze odcinki "The Crown", ten doskonale wie, że wspomniane, ironiczne słowa pozostają niezłą metaforą całego sezonu.  


Najświeższy rozdział kroniki Windsorów przypada na lata 80. Tym razem twórcy skoncentrowali się na losach trzech bohaterek – na pierwszym planie obok Elżbiety II pojawiają się Margaret Thatcher i księżna Diana (Emma Corrin). Wydaje się również, że koncepcja "sezonu kobiet" musiała od początku przyświecać scenarzystom. Jasne, postać Thatcher wyróżniała się w historii Wielkiej Brytanii nie tylko dzięki swojej płci oraz rekordowo długiej kadencji (nieprzerwane 11 lat). Tym razem jednak po raz pierwszy możemy przyjrzeć się pani premier nie tylko jako polityczce, ale i jako kobiecie – w poprzednich odsłonach serialu dostaliśmy zaledwie skrawki, pojedyncze sceny z życia małżeńskiego Winstona Churchilla czy Harolda Macmillana. Wchodząc do jej domu od kuchni (i to dosłownie, ze względu na liczne sceny, w których Thatcher gotuje dla swojej rodziny lub… dla ministrów, w przerwie gabinetowych obrad), poznajemy relacje Żelaznej Damy z jej najbliższą rodziną, a także prywatne poglądy i emocje, które mogły rzutować na jej oficjalne stanowisko w różnych kwestiach publicznych. Jest to postać tym bardziej interesująca, że wyjątkowo niejednoznaczna – choć publicznie rzeczywiście żelazna i nieustępująca w niczym otaczającym ją mężczyznom, to prywatnie aż do przesady wchodząca w stereotypowe role przykładnej żony i matki. Najlepiej poznajemy ją oczywiście w trakcie licznych audiencji u królowej. Sceny, w których obserwujemy próbę sił pomiędzy dwiema najważniejszymi kobietami w kraju, stanowią często pretekst dla kolejnych aktorskich pojedynków. Niestety, o ile Colman subtelnie rozwija swój repertuar aktorskich środków, a na jej twarzy po raz pierwszy można dostrzec niekontrolowane, silniejsze emocje, o tyle Anderson gwałtownie szarżuje. Tak bardzo stara się odtworzyć charakterystyczny sposób wypowiadania się i mimikę swojej postaci, że niestety zbliża się do granicy karykatury.


Równie dużym wyzwaniem była dla twórców księżna Diana, w dużym stopniu symbol monarchii, w jeszcze większym – ikona popkultury. I można odetchnąć z ulgą, że opisana wzdłuż i wszerz przez biografów oraz bulwarówki Diana doczekała się tak zniuansowanego portretu. W kolejnych odcinkach obserwujemy transformację młodej, naiwnej i pełnej nadziei dziewczyny w rozczarowaną, zmagającą się z depresją, ale też coraz bardziej niezależną kobietę. Emmie Corrin naprawdę przekonująco udało się wejść w rolę tragicznej bohaterki, której najpierw zazdrości, a później współczuje cały świat. Powracający w serialu jako książę Walii, Karol, Josh O’Connor dotrzymuje jej kroku. Wydaje się, że twórcom udało się zachować obiektywizm – serialowa Diana wzbudza naszą sympatię i współczucie, ale można też zrozumieć, dlaczego życie u jej boku nie było łatwe. Z kolei Karol jest przedstawiony jako traktujący instrumentalnie żonę egoista, ale nie jest potworem – również w nim można dostrzec ofiarę tego związku.

Jeden z odcinków zostaje poświęcony włamaniu do Pałacu Buckingham, w innym poznajemy losy opóźnionych umysłowo kuzynek królowej Elżbiety. Podobne historie stanowią pretekst do zestawiania rodziny królewskiej już nie tylko z arystokracją czy dobrze sytuowanymi Brytyjczykami, ale też ze "zwykłymi" ludźmi, takimi jak pensjonariusze obskurnego domu opieki czy włamywacz Michael Fagan – zamieszkujący małe mieszkanie w podmiejskim blokowisku, podróżujący autobusem i wystający w kolejkach w urzędzie pracy (jako ofiara rosnącego za rządów Thatcher bezrobocia). W najnowszym sezonie uderza – jeszcze silniej niż w poprzednich – hipokryzja rodziny królewskiej: ukrywanie przed opinią publiczną niepełnosprawnych kuzynek, oczekiwanie, że Diana będzie wierna i posłuszna przy równoczesnym przyzwoleniu na "wybryki" Karola czy niesprawiedliwe zwolnienie jednego z najbardziej zaufanych pracowników pałacu. Po raz kolejny "The Crown" staje się też magicznym lustrem, w którym możemy podziwiać epokę, tym razem lat 80., z jej obsesjami i niepokojami – działaniami zbrojnymi IRA, wojną o Falklandy, gospodarzym pokłosiem rządów Thatcher, ale również charakterystyczną dla niej modę, auta oraz przeboje z tamtych lat (tym razem to "Uptown Girl" Billy'ego Joela, "Let’s Dance" Davida Bowiego czy "Crazy Little Thing Called Love" Queen).


4. sezon "The Crown" trzyma znakomity poziom poprzednich odsłon, zaś jego skoncentrowana na kobiecych bohaterkach optyka dobrze odzwierciedla zarówno hollywoodzką zmianę warty, jak i odwieczne potrzeby polityki, także tej polskiej. Nie na darmo w jednej ze scen na słowa księcia Filipa, iż dwie kobiety za sterami to przepis na katastrofę, Elżbieta odpowiada, że "może właśnie tego potrzebuje ten kraj". I chyba trudno z tym dyskutować. 
1 10
Moja ocena sezonu 4:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Za ten serial odpowiadają poważni ludzie, mający do dyspozycji potężne pieniądze. Poprzednie sezony... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones